Tuż po zamachu terrorystycznym w Nowej Zelandii wszystkie kwiaciarnie zostały wręcz opróżnione. Klienci dokonywali ogromnej liczby zamówień.
– Jedyną rzeczą jaką możesz zrobić, to położyć kilka kwiatów – mówi 85-letni Les Rigden, kładąc róże przy ścianie pamiątkowej Christchurch.
Tysiące kwiatów, od wyszukanych bukietów i wieńców, po wiązki hortensji z ogrodów domowych i wiązek rodzimych kwiatów leżały u stóp ściany obok Pawiej Fontanny Ogrodu Botanicznego.
W pobliżu dwóch meczetów, w których zastrzelono 50 osób i raniono podobną liczbę, w wielu miejscach w całym mieście rosły również podobne ekspozycje. Niektóre umieszczone przez rodzinę, przyjaciół i mieszkańców. Inne zamówione z zagranicy.
Popyt pozbawił kwiaciarnie, supermarkety, mleczarnie i garaże ich kwiatów, zmuszając lokalny rynek kwiatów do zamówienia dodatkowych dostaw od hodowców.
Hannah Marsh Dore z Mrs Bottomley’s Flowers powiedziała, że ogromna liczba zamówień lokalnych i globalnych była przytłaczająca. – Nie znam słów, by to opisać. Odebrałam nawet telefon od muzułmanina z Londynu, który chciał wysłać kwiaty dla jego braci i sióstr w dwóch meczetach w imieniu siebie i swojej żony. Carolyn Honey z Central City Flowers otrzymała zamówienia z Australii, Kanady, Europy. – Miałam staruszkę z Anglii, która chciała, żeby czerwone, białe i niebieskie kwiaty reprezentowały Wielką Brytanię, a ktoś ze Szkocji chciał niebieskie i białe.
Leigh Hobden, centralna kwiaciarnia Christchurch, musiała natomiast trzykrotnie uzupełnić zapasy kwiatów pamiątkowych.